07 lut Gorący kartofel władzy
W „Wysokich Obcasach” artukuł o proteście kobiet przeciwko sytuacji, że o sprawach nas dotyczących, w środkach masowego przekazu, dyskutują prawie wyłącznie mężczyźni. Jakbyśmy, podobnie do dzieci i ryb, głosu nie miały. Skąd to zjawisko, że w roli ekspertów na ogół występują zwykle faceci? Przecież sami się do tych redakcji chyba nie zapraszają? Tak się zastanawiam, czy czasem to my same sobie tego nie robimy.
Taka scenka. Dowolne warsztaty w składzie mieszanym, czyli damsko-męskim. Przeważnie skład wygląda tak, że na 12 osób, kobiet jest 10 sztuk, facetów dwóch. Ale kiedy trzeba podzielić się na grupy i wybrać liderów grup, zazwyczaj okazuje się, że dziwnym trafem szefami grup zostają mężczyźni. I to nie żeby sami się pchali. Kobietki zerkają niepewnie po sobie i zgodnie wypychają samca do roli szefa. Nawet kiedy daleko mu aparycją i postawą do samca alfa i gołym okiem widać, że wcale się nie nadaje. Zrobiłam parę razy eksperyment i wepchnęłam się na pozycję nr 1. I co się okazało? Wywoływało to natychmiastową niechęć pozostałych koleżanek. Że się tak bezczelnie pcham. Chyba mi się w głowie przewróciło. Wrogość unosiła się w powietrzu tak wyraźnie, że można ją było kroić nożem. Zupełnie jak w przedszkolu, kiedy się nie lubiło tych koleżanek co „się rządziły”. Facet nie miał na ogół z tym problemu. Dla niego sprawa była jasna, skoro się pcham, to widocznie się nadaję. No i nie będzie się z babą bił. Zwłaszcza, że o nic ważnego, w gruncie rzeczy, nie chodziło. Ot, zabawa.
Pytanie brzmi- o co chodziło dziewczynom? Same nie chciały. Bo to się na ogół wiązało z późniejszym wystąpieniem „na forum” ze sprawozdaniem z zadania, a wcześniej trzeba było czymś zarządzić, coś tam zorganizować, może komuś coś kazać. Można by założyć, że po prostu mnie nie lubiły, ale tak nie było, po „detronizacji” i powrocie do grupy, antypatia mijała jak ręką odjął. Zachowywały się tak, jak gdybym była uzurpatorką, która przywdziała nie swoją koronę. To nie było jakoś świadome. Bardziej odruch.
Mam wrażenie, że nie bardzo lubimy władcze kobiety. Jakoś facet na tronie, piedestale, podium czy dyrektorskim stołku lepiej nam się kojarzy. Ciekawe- dlaczego? Czyżby efekt sytuacji, że przez całe dzieciństwo, co niedzielę, to mężczyzna mający siebie za boskiego przedstawiciela mówi ci, jak masz żyć? Niekoniecznie reprezentujący jakąś rzeczywistą własną mądrość, ale wsparty autorytetem ogromnej Instytucji? Bo kobieta to w Kościele co najwyżej sprząta, jak wiadomo.
Mężczyźni na przestrzeni dziejów dali aż nadto dowodów, że nie zawsze najlepiej sobie radzą z rządzeniem. A wiele kobiet, jeśli tylko miało szansę, wykazywało się zdumiewającymi zdolnościami. Wystarczy porównać rządy Elżbiety I z rządami jej psychopatycznego tatusia. A Margaret Thatcher i Tony Blair?
Nie trenujemy dziewczynek do przywództwa, a szkoda. Same szkolone do skromności i uległości, przekazujemy to samo córkom i nie lubimy „pchających się przed szereg” koleżanek. Niesłusznie. Podczas gdy Jaś codziennie pakuje buławę marszałkowską do tornistra razem z drugim śniadaniem zrobionym przez zachwyconą swoim synkiem mamusię, jego siostra Małgosia dowiaduje się, że „siedź w kącie, znajdą cię”. Tymczasem to my mamy na ogół dużo lepsze predyspozycje do zarządzania, zważywszy chociażby na podzielność uwagi. Uważam, że każda matka kilkorga dziatek, kierująca na co dzień domem i rodziną, ma świetne przygotowanie do zarządzania przedsiębiorstwem średniej wielkości. Czemu tak nam trudno uwierzyć we własne kompetencje? I nie lubimy tych, które wierzą i nie uważają, że do rządzenia to najlepiej nadaje się facet? Zdarza się, oczywiście i tak, że to sojusz mężczyzn, potwierdzany wspólnymi „męskimi popijawami”, blokuje kobietom drogę kariery w firmie. Ale założę się, że niejedna z nas wycofuje się sama, nawet kiedy czuje, że sobie świetnie poradzi, bo wie, że znienawidzą ją wszystkie koleżanki. A przecież najbardziej na świecie dziewczynkom zależy na tym, żeby je wszyscy lubili. Faceci na ogół mają to w dupie. Wolą dyrektorski stołek od bycia najmilszym kolegą roku.
Żeby nie było. Fajnie być lubianą. Ale rządzenie też jest cool. Dobrze byłoby mieć szansę mieć jedno i drugie. Poza tym, dziewczyny, musimy się poświęcić i przejąć władzę nad światem, zanim go chłopaki całkiem schrzanią. Do roboty.
lucysia 11
Posted at 23:28h, 08 lutegoPrzeczytałam wszystko.Każdy tekst.
Dziękuję.
Wiedźma Radzi
Posted at 17:18h, 09 lutegoto ja dziękuję 🙂
M
Posted at 18:59h, 23 wrześniaZnowu jestem spóźniona z komentarzem ale mi się przypomniało. U nas w szkole (gimnazjum a potem też w liceum) bardzo często, nawet jak w grupie był chłopak, to typowali jakąś dziewczynę (często mnie a ja wtedy jakoś nie bardzo chciałam bo lider miał najwięcej roboty) na ,,przywódcę”. Moze to kwestia wieku (pokolenia?). Teraz coraz częściej widzi się kobiety przywódców czy to w polityce, różnego typu firmach czy w filmach. Moze to pokazywanie innej wizji i roli działa? I kobiety już nie mają oporów by widzieć (lub same zostać) przywódcę w formie żeńskiej. Musiałabym u siebie na studiach przetestować jak będziemy działać w zespołach 🙂
Wiedźma Radzi
Posted at 20:32h, 23 wrześniaTo tylko się cieszyć 🙂 Idzie nowe 🙂
Amanda
Posted at 15:37h, 03 grudniaA może to jakaś biologiczna wada? Czytałam artykuły naukowe i popularnonaukowe o małpach (zaciekawiła mnie socjobiologia) i np. u szympansów zwyczajnych (nie bonobo no ale małpa) to zazwyczaj samce są liderami grupy. Samice mogą tworzyć koalicje i obalić samca, który kiepsko sobie radzi ale same nie kandydują na przywódców. A jest tak nie dlatego, że samiec taki wspaniały i wszyscy się przed nim trzęsą tylko to samce głównie poszukują pożywienia i prowadzą grupę w to miejsce. Bo samica nie może się oddalić jak ma młode, żeby go nie narazić. Więc biologicznie wybierają najlepszego lidera by zapewnił najwięcej pokarmu dobrej jakości dla nich i ich dzieci. A ludzie to w końcu małpy o wadliwym oprogramowaniu (nie wszyscy) i nie kojarzą, że środowisko ulega dynamicznym zmianom 😉
Wiedźma Radzi
Posted at 18:50h, 03 grudniacoś w tym jest 🙂