05 sie Kogo one będą mieć?
Zawisło to pytanie między mną, a moją matką w konwersacji codziennej.
Cały ciąg, pozornie logiczny, brzmiał tak: „My mamy ciebie, naszą jedyną cudowną córeczkę, Ty masz dwie cudowne córki, a one nie chcą mieć dzieci to KOGO ONE BĘDĄ MIEĆ??!! I jeszcze -gdyby nie Ty, to byśmy tu byli strasznie samotni na stare lata.”
Tu, czyli w wymarzonym, ogromnym wysiłkiem postawionym domu, o wiele za dużym dla dwojga.
Przyjrzyjmy się ciągowi logicznemu. Jestem niezaprzeczalnie cudowna i cudowne są moje dwie córki. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o sens i logikę.
Przyczepiłabym się już do czasownika „mieć”. Nikt nikogo nie ma. A już zwłaszcza na własność i do użytku. Dzieci są gośćmi w domu, przychodzą na świat i dla świata, a my jesteśmy jedynie bramą. Jeżeli chcemy je zatrzymać przy sobie za wszelką cenę, to stajemy się bramą więzienia.
One nie chcą mieć dzieci. One -czyli moje córki. Tak deklarują.
Suwerenna decyzja każdego człowieka. Zwłaszcza kobiety, bo zazwyczaj ona poniesie największe koszty. Może nie chcą, może jeszcze zechcą, ich sprawa, ucieszę się z każdego rozwiązania. Zwłaszcza przemawia do mnie idea adopcji, bo Ziemia jest przeludniona, a mnóstwo dzieci potrzebuje domu i miłości. Fiksacja na punkcie przekazywania wyłącznie własnych genów zawsze była mi obca. Ostatecznie nie mamy w rodzinie Einsteina.
Jeśli zechcą, to mam gorącą nadzieję, że motywacją nie będzie strach przed samotnością na stare lata, bo to bardzo kiepska motywacja. Po pierwsze-rodzicielstwo nie daje żadnej gwarancji i mnóstwo jest rodziców, których dzieci uciekają od nich gdzie pieprz rośnie. Więc w ten sposób możemy przeżyć ogromne rozczarowanie i uważać swój wysiłek za zmarnowany. To już lepiej odłożyć sobie na kelnera, który będzie koło nas latał z tą przysłowiową szklanką wody.
Brak dzieci też nie oznacza samotności. To od nas zależy, czy otoczymy się przyjaciółmi, znajomymi i „adoptowaną” rodziną.
Dzieci nie przychodzą na świat aby stać się jedynym sensem naszego życia.
Rodzicielstwo to ważne, zmieniające perspektywę doświadczenie, mnóstwo fajnych i mniej fajnych emocji, wielka odpowiedzialność i tak dalej. Szkoła mądrej miłości. Nie każdy dostanie dyplom.
Ale oprócz macierzyństwa mam jeszcze parę innych dróg samorealizacji i one mnie też bawią, cieszą i dają satysfakcję.
Jeśli wszystkie twoje ambicje ulokujesz w dziecku, biedne to dziecko. Co zrobisz, kiedy nie spełni twoich oczekiwań?
Bo ono trafi na terapię. A przynajmniej powinno.
IWnowa
Posted at 11:20h, 05 sierpniaJakoś od samego początku uważałam moje dziecko za osobny byt, któremu jestem zobowiązana dać opiekę, wsparcie na starcie i jak najzdrowsze wejście w życie, ale który potem będzie sobie żył własnym życiem. Na terapię i tak się na pewno zebrało, jak w przypadku każdej relacji, w której następuje rozpad związku rodziców, ale ja ze swojej strony zrobiłam co mogłam.
I raczej zbieram na tego kelnera ze szklanką wody, a z córką lubię się czasem spotkać i pogadać, albo iść na zakupy budowlane 🙂
Wiedźma Radzi
Posted at 20:36h, 05 sierpniaja uwielbiam być z moimi córkami, ale bez nich też świetnie spędzam czas
M
Posted at 23:27h, 05 sierpniaBo jedyny problem to taki, że dużo kobiet nie ma własnego życia, bo tak im wmawia durna część kultury, że tak powinno być. I, zamiast żyć normalnie, to zapychają dziury, a to dziećmi, a to upiększaczami a to czym innym. Faceci często zapychają wódą, bo nie wyrabiają, ale im się przynajmniej nie wmawia, że maja być na usługi. Z dwojga złego już wolę wmawianie, które dotyczy kulturowo mężczyzn ,,musisz odnieść przesadny sukces” (choć dla każdego to co innego znaczy i prawie każdy jakiś odnosi przecież, nawet malutki) niż ,,masz być podnóżkiem dla Pana i Władcy”.
Wiedźma Radzi
Posted at 07:46h, 06 sierpniaDokładnie, i ten rozpaczliwy brak własnego życia wyłazi potem w urojonych konstruktach typu „syndrom pustego gniazda”. Orlice się, q, znalazły..
Mania
Posted at 09:05h, 06 sierpniaUwielbiam swoje życie te jako przyjaciółka, koleżanka, żona czy Pani Marysia w mojej pracy.
Rozumiem świadomą rezygnację z rodzicielswa, adopcje popieram całym sercem. Ale… Jako świeżo upieczona mama napawam się każdą chwilą spędzoną z Córą, jak siada, staje na chwiejnych nóżkach czy pokazuje oko niemalże wydrążając paluszkiem moją gałkę oczną. Mimo ogromnej miłości tupie nogami żeby wrócić do pracy i coraz więcej czasu wyłuskać na swoje pasje.
„Posiadanie” dziecka jako główny cel życia to faktycznie słaby pomysł ale czy to źle, że dopiero teraz czuję się w pełni spełnioną kobietą?
Wiedźma Radzi
Posted at 11:16h, 08 sierpniaależ skąd, to świetnie, że macierzyństwo dostarcza ci tylu pozytywnych przeżyć 🙂 ale pozwólmy tym, którzy ich nie pragną na wybór własnej drogi