14 wrz Wciąż ta sama piosenka
Wyszła właśnie druga część „Seksuolożek” Marty Szarejko, gorąco polecam. Warto czerpać wiedzę z wiarygodnych źródeł, a potem edukować córki, bo w szkole to się raczej już niczego mądrego w tym temacie nie dowiedzą.
Mnie zawsze zasmuca pewien leitmotive wszelkich artykułów, książek i wywiadów z psychologami czy lekarzami dotyczących kobiet, związków i naszych z tymi związkami problemów.
Zgaduj zgadula, gdzie złota kula. No jasne. Słynne poczucie własnej wartości. U dziewczynek bardzo często leżące na podłodze, lub zakopane poniżej linii gruntu. U chłopców zazwyczaj mające się świetnie.
Więc jak pojawia się problem w sferze łóżkowej, to kto się czuje winny? On??!! Nigdy.
Że coś nie tak, problemy ze wzwodem, lub braki techniki? No w życiu, każdy polski macho ma w łóżku fantazję ułańską. Hmm…No może, gdyby ars amandi polegało na szybkiej szarży i jeszcze szybszym polegnięciu to ewentualnie. Albo kopiowaniu tego, co się podejrzało w internecie surfując po witrynach pornograficznych.
Jest taki stary kawał o tym, że ona symuluje orgazm, bo on symuluje grę wstępną. Książka ciągnie temat dalej, czyli szukamy odpowiedzi na pytanie, czemu ona na przykład zupełnie traci ochotę na seks. I czemu czuje się temu winna. I czy możemy tu w ogóle mówić o winie. Ale nie będę spoilerować, poczytajcie sobie.
Mnie najbardziej zasmuciły, choć nie zdziwiły, fragmenty o tym, jak bardzo nie lubimy i nie akceptujemy swoich ciał. Zaczyna się od szatni przed wuefem w podstawówce, a kończy nie wiem kiedy, bo mam leciwe pacjentki, które wciąż jeszcze tłumaczą się z nie takiej wagi, urody, czy fryzury.
Jak ma nam być dobrze w łóżku, skoro zamiast szukać przyjemności, zastanawiamy się, w jakim ułożeniu nie będzie widać fałdki na brzuchu? Nie pozwalamy na seks oralny, bo wstydzimy się wyglądu naszej waginy? O której mówimy „tam na dole”. Tam na dole to mam stopy, jak świetnie zatytułowała swój blog https://proseksualna.pl/ też polecam.
Nasi sympatyczni koledzy rzadko miewają problemy z poczuciem własnej wartości i warto się od nich uczyć. Z własnego wyglądu są na ogół tak zadowoleni, że ja się zastanawiam, czy w ogóle widzieli się w lustrze, ale zwyczajnym, nie tym z Królewny Śnieżki. Trzeba naśladować i już. Ja zaczęłam już w młodości, częstując przyjaciela frazą „jestem świetna” w każdej prawie rozmowie. Nie tylko uwierzył, ale się nawet zakochał, bo najpiękniejsza sukienka to ta uszyta z samoakceptacji.
Sama jeszcze wtedy nie wierzyłam, żeby naprawdę uwierzyć potrzebowałam jeszcze dwudziestu lat. I paru życiowych doświadczeń.
No trudno, dziewczyny, nie mamy tego w genach, to trzeba wypracować. A pracowite jesteśmy bardzo, tylko często w niewłaściwym kierunku. Dom ogarniamy na błysk, za dzieci lekcje odrabiamy, faceta wpychamy na piedestał w pocie czoła.
A to sobą warto się zająć w pierwszej kolejności.
Zapraszam do Akademii.
Agniecha
Posted at 08:01h, 18 wrześniaHasło na koszulki biust: „Najpiękniejsza sukienka uszyta jest z samoakceptacji.”
Mogę pożyczyć?
Wiedźma Radzi
Posted at 19:13h, 20 wrześniapewnie 🙂
M
Posted at 16:27h, 19 wrześniaJako fanka prawdziwych ułanów związanych z końmi (a nie tych co się za potomków takich uważają albo uważali za ułanów, a chrzanili wszystko jak leci) zaprotestuję, i powiem, że ,,ułańska fantazja” powinna być pozytywna w naszym języku (choć ludzie zrobili z tego negatywne powiedzenie, a szkoda bardzo). Są i byli lekarze i ,,lekarze”, aktorzy i ,,aktorzy” itd., to byli ułani i ,,ułani”. Sa ludzie i ,,ludzie” 😉 Choć dużej części społeczeństwa polskiego (i mężczyznom ale i niektórym kobietom) przydałoby się ciut więcej samokrytyki, to fakt niezaprzeczalny 😉 I bohaterami (obu płci) powinniśmy się chwalić jak inne nacje. A nie wątpliwymi ,,bohaterami”i rozpamiętywaniem krzywd, to też fakt numer dwa…
Wiedźma Radzi
Posted at 19:13h, 20 wrześniaco racja to racja
Amanda
Posted at 14:40h, 12 października,,Jak ma nam być dobrze w łóżku, skoro zamiast szukać przyjemności, zastanawiamy się, w jakim ułożeniu nie będzie widać fałdki na brzuchu?” albo czy ktoś nie zgwałci lub czy się nie będzie w niechcianej ciąży… Fałdki na brzuchu to rozdmuchany problem, który nie jest problemem w gruncie rzeczy tak naprawdę. Ale ten drugi już nie jest rozdmuchany. Ciężko szukać normalnej radości w tym względzie kiedy się ma na uwadze pewne uwarunkowania. A do tego dochodzą bandy tłustych ,,królewiczów” (nie mam nic do ludzi puszystych, sama nie jestem s, bardziej charakter chamski i ,,tłusty”) zamiast takich, na których widok się wzdycha z zachwytu. To kiepsko rokuje.