01 gru Budzisz się, ona jest
Był kiedyś taki fajny film kostiumowy, w którym tatuś, niezadowolony z wyboru syna, tak go oto zniechęcał do ożenku „Synku, wyobraź sobie, zasypiasz- ona jest, budzisz się-ona jest i tak dzień po dniu, rok po roku..” Syn wyjechał na wojnę. Wizja wieloletniego związku monogamicznego okazała się zbyt przytłaczająca.
Dla wielu bywa do dziś.
Niezawodne Zwierciadło w długiej analizie przedstawia nam oto „Co zabija namiętność w związku”. Omawia, oczywiście, autorytet, czyli Andrzej Depko. I już kulimy się w poczuciu winy, zwłaszcza ci nieszczęśnicy, co to wspólną jajecznicę jedzą już od kilkudziesięciu lat. Zamiast na kuchennym stole uprawiać dziki seks, jak to onegdaj bywało.
cytacik:
„Gdy temperatura w sypialni spada do -50 stopni, zwykle powód jest jeden: utrata uczuć do partnera. Jeżeli przestajemy kochać drugą osobę, przestajemy czuć ciepło, napięcie i pragnienie bycia z nią, a jej dotyk nie wzbudza już w nas pożądania.”
Nie pożądasz, to znaczy, że nie kochasz. Tako rzecze ekspert. By zaraz samemu sobie zaprzeczyć, ale nie wymagajmy logiki.
Bo, poucza nas ekspert, zdarza się, że pomylimy fascynację erotyczną z miłością i po czasie okazuje się, że więcej dzieli niż zbliża. No i trzeba się rozstać.
Jak na przyszłość nie pomylić jednego z drugim, tego się już nie dowiemy. Pewnie na terapii.
Ani marnego słóweczka o zjawisku najoczywistszym na świecie, czyli o tym, że w każdym, nawet najbardziej udanym związku, namiętność spada, bo musi. Bo tak jesteśmy biologicznie zaprogramowani i żadne terapie tego nie zmienią. Pewnie, że mamy też różne blokady wywołane pruderyjnym polskim wychowaniem i urazami z innych związków. Bywamy niedojrzali. Bywamy niedobrani. Rozmijają się nasze oczekiwania. Zmienia wygląd i priorytety.
Ale.
Biologia to biologia. Ewolucja zaprogramowała nas do „seryjnej monogamii”, czyli zmiany partnera co kilka lat, żeby geny ładnie się mieszały i wychodziło zdrowe potomstwo. A przynajmniej różnorodne, to coś tam przetrwa w nieprzyjaznym środowisku.
Ewolucji nie obchodzi czy będziemy szczęśliwi i spełnieni, czy skłóceni z życiem. Nasze geny mają przetrwać. Kropka.
Iskra życia, którą w sobie nosimy ma jakieś 4 miliardy lat. Uczłowieczona jest od mniej więcej od 100 tysięcy lat, tak twierdzą antropolodzy. A związki monogamiczne to pomysł, który ma lat kilkaset i to głównie dla kobiet, bo panowie sobie historycznie nigdy nie żałowali.
Namiętność, którą pod wpływem głupawych komedii romantycznych bierzemy za miłość to zjawisko przemijające. A żądanie by trwała lat kilkadziesiąt jest po prostu niedorzeczne. I żadne stringi, ani szpilki noszone w domu po robocie tego nie zmienią. Tym bardziej wyjące za ścianą bombelki, owej namiętności owoce. A zjawisko, że rodzicielstwo trwa dwadzieścia lat to naprawdę nówka sztuka.
Pewnie, że w artykule jest kilka pożytecznych rad, na przykład taka, żeby panowie dbali o higienę, bo smród zniechęca. I to są dobre rady, bo w naszym pięknym kraju z higieną wciąż nie najlepiej. Od siebie dodam, że higiena jamy ustnej też ma niebagatelne znaczenie, co mało kto docenia.
Ale przestańmy się katować myślą, że jeśli nasz ulubiony misiaczek po dwudziestu latach związku nie budzi w nas dreszczu pożądania kiedy tylko zdejmie szaliczek w drzwiach, a kiedyś to inaczej bywało, to z naszym związkiem jest coś nie tak. I trzeba iść na terapię.
Ja rozumiem, że terapeuci też ludzie i z czegoś żyć muszą, ale naprawdę jest wystarczająco dużo prawdziwych problemów w polskich małżeństwach i jakoś zwiążą koniec z końcem bez wpędzania par w poczucie winy z powodu zjawiska najnaturalniejszego na świecie.
Powtórzę.
Bliskość zabija namiętność. To biologiczny fakt. Im związek bliższy, bardziej intymny i przyjacielski, tym pożądanie bardziej słabnie. Dobrze, jeśli uda się je zachować na jakimś w miarę zadowalającym poziomie. To nie ja wymyśliłam, tylko zbadali amerykańscy naukowcy.
A psychoterapeuci zdają się od lat to zjawisko ignorować, bo kogo by leczyli z „braku namiętności w związku”?
Gorąco polecam książkę „Pięć kłamstw w sprawach seksu i miłości” Michaela Mary’ego.
Wiedza to potęga.
Amanda
Posted at 11:04h, 01 grudniaNasza kultura to jedno wielkie kłamstwo, często zabijające to, co w naturze dobre (nie mówię o gwałtach albo zabijaniu ,,bo mało zasobów”). Jesteśmy jedną wielką umową (zamiast sobą) a umowy często są wadliwe i spisane tylko w danej sytuacji i do niej mają jakieś odniesienie. A często wręcz zbędne w wielu przypadkach. ,,Złoto jest cenne”. Hmm, bardziej chyba woda albo tlen? Poza tym, patrząc na ,,wybór” w naszym kraju może to i lepiej, z dwojga złego (monogamia z jednym do dupy i do dupy wiele razy), że kobiety nie chcą ,,dywersyfikować”? Bo trzeba by najpierw mieć w co… 🙂
Wiedźma Radzi
Posted at 11:08h, 01 grudniamity rządzą
Amanda
Posted at 14:08h, 01 grudniaPamiętam, jak kiedyś Pani na biologii opowiadała nam o psach, które wychowywały się w jednym kojcu (nie były rodzeństwem) i potem, w dorosłym życiu, traktowały się jak rodzeństwo, nie interesowały w ten sposób. Zwierzaki wiedzą, że bliskość i psychiczna więź zabija namiętność (i to normalne) a ludzie jakoś nie…
M
Posted at 11:09h, 01 grudniaJa jestem zdania, że te wszystkie artykuły, terapie, ta cała popkultura nastawiona tylko i wyłącznie na seks (a nie bliskość) jest objawem bardzo niezdrowego, a wręcz chorego trendu seksualizacji wszystkiego i wszystkich. I to na całym świecie. Jak coś nie gra (i nie to, że ktoś ignoruje czyjeś potrzeby i jest egoistą/egoistką, tylko po prostu, czasem coś nie gra) to zaraz wielkie halo. Chociaż na innych polach wszystko jest okej, ludzie szczęśliwi, odpowiedzialni. No ale jak to, nie chędożo sie co raz!!!111
Wiedźma Radzi
Posted at 19:47h, 01 grudniażeby jeszcze, głównie to robią ludziom wodę z mózgu