Nie czekam i nie oczekuję

Nie czekam i nie oczekuję

To były idealne wakacje.

Oraz pole do obserwacji.

Grupa mieszana, ale żadnej pary. Mała przestrzeń, wiele interakcji. Zabawa szampańska. Pewna doza obowiązków, bo jeść trzeba i samo się nie posprząta.

Dlaczego się udało? Raz, że wakacje. Ale pamiętam mnóstwo rodzinnych wakacji, na których płakałam w desperacji i przysięgałam sobie, że nigdy więcej.

I tak mi się coś wydaje, że kluczem do sukcesu był wspomniany w tytule brak oczekiwań. Spotkała się grupa dorosłych ludzi, w której każdy był odpowiedzialny za siebie, a za bezpieczeństwo łódki kapitan. I wszystkim zależało, żeby było fajnie.

Sympatyczni koledzy NIE OCZEKIWALI obsługi, choć byli uroczo wdzięczni za każdy przygotowany posiłek. A kiedy jeden się zdekonspirował jako świetny kucharz, to z kolei my wychwalałyśmy pod niebiosa.

My nie oczekiwałyśmy noszenia na rękach, ale każdy akt galanterii przyjmowałyśmy z wdziękiem. I tak dalej.

I tak sobie obserwując, doszłam do wniosku, że to nie samo to co robię w normalnym życiu mnie męczyło i wkurzało, tylko fakt, że wciąż spełniałam czyjeś OCZEKIWANIA.

A całe mozolne przegrzebywanie się do dojrzałości polegało głównie na tym, żeby się od tej presji uwolnić. I choć zasadniczo i pobieżnie robię prawie dokładnie to samo, to jedynie w takim zakresie, na jaki sama mam ochotę.

Na OCZEKIWANIA mam coś w rodzaju alergii, wystarczy niewielki ślad zapachowy i kicham na wszystko.

Poczucie, że robię to, czego sama chcę, zapewnia mi życiową satysfakcję, choć urąbana jestem jak górnik dołowy. Ja mam naprawdę ciężką robotę, choć zazwyczaj mało kto to dostrzega. Za to wdzięczność tych, dla których coś robię, dodaje mi skrzydeł.

Podejrzewam, że to samo dotyczy naszych sympatycznych kolegów. A przyznajmy, moje drogie, że z tym to nie jesteśmy święte. Grzeczne dziewczynki, wychowane do spełniania cudzych oczekiwań,  same też wiele się w zamian spodziewają.

A, że zabawi.

A, że zapewni.

A, że da więcej niż ma.

Nie domyślił się? Foch.  Klasyczny dialog małżeński: Co byś chciała? Nie wiem, domyśl się!

I same z tego kłótnie i nieporozumienia.

Więc nie oczekuję.

I nie czekam. Chcę gdzieś pojechać- to jadę. Nie czekam aż partner, koleżanka, albo kot się namyśli. Chcę czegoś, to o to walczę, nie czekam, aż mi podadzą na srebrnej tacy.

I jestem za siebie odpowiedzialna. Za swoje wybory, humory i muchomory.

Serdecznie polecam.

4 komentarze
  • M
    Posted at 13:11h, 18 maja Odpowiedz

    Może to właśnie jest klucz? Poza tym, od przyjaciela, znajomej nikt raczej nie oczekuje obsługi (w sensie takim jak w małżeństwie). Przyjaciel, koleżanka raczej nie wpisuje się w ,,małżeński/narzeczeński” model. W wielu innych krajach również rolą społeczną męża, czy żony, nie jest obsługa, zabawianie (a w wielu, niestety, wciąż tak) i o to też chyba chodzi, to kwestia podejścia społecznego. To pewna różnica. Ciekawi mnie, czy te same osoby, będąc swoimi ,,połówkami” (tak, dziwne słowo) zachowywałyby się tak samo. Podejrzewa, że (z wyjątkami) nie. Nie ma raczej społecznych oczekiwań, że znajoma/przyjaciel jest od ,,tego” i ,,taka rola”. To się tyczy przeważnie związków. I tu się zaczyna problem, bo to nie jest ,,natura”, tylko rola w którą ktoś wchodzi (tak, taki gender :O) Wielu ludzi, dopóki są ze sobą nawet w narzeczeństwie, to zachowują się inaczej niż jak się pobiorą, choć przecież oni technicznie się potem nie zmieniają… Małżeństwo to najskuteczniejsza instytucja kontroli (i to nie zawsze kobiet, choć dużo częściej). Skuteczniejsza niż instytucje państwowe, czy opresyjne religie, moim zdaniem.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 20:28h, 18 maja Odpowiedz

      zgadzam sie z każdym słowem

  • Amanda
    Posted at 13:51h, 19 maja Odpowiedz

    Nie wiem jak to się udało z polskimi facetami xD Cud jakiś, czy co? Ja dzisiaj za to miałam okazję, w sklepie, posłuchać jakże inteligentnej konwersacji, na oko ludzie w moim wieku, gęby przepalone, smród taki, że nie powiem, a co drugie słowo na k, jakby już innych nie było. Przerywane pustym rechotaniem (nie za ładnego :)) młodego wieprza. Nie wiadomo z czego, bo dla inteligentnego człowieka powodu brak. Mam jednak wrażenie, że mężczyźni powyżej, powiedzmy 35-40, reprezentują w Polsce jeszcze znośny poziom. Nie wszyscy, ale najwięcej w tej grupie normalnych. Najgorzej to właśnie 15-35, patole incele i powyżej tak 50, jak obserwuję. W młodszych pokoleniach to i chamskich (bez powodu) kobiet nie brakuje, nie licząc ,,starych przekup wioskowych” ze starszego pokolenia. Ten kraj chamieje po prostu od lat, trzeba szukać ludzi jak skarbów, żeby co lepszego wycisnąć. Dobrze, że są miejsca podobne do tego bloga, gdzie ludzie potrafią normalnie pisać i rozmawiać jeszcze. Bo to zaczyna być towar deficytowy. A jak do tego dołożymy brak normalnych (nie, nie służalczych i przesadzonych) oczekiwań to może być cienko. Nie z tym krajem a raczej nie z tym narodem. Trzeba trzymać za mordę bo inaczej się nie da, nie w większości. W zachodniej części świata była kiedyś taka nazwa na ludzi z bloku wschodniego, nie tylko z ZSRR, Homo Sovieticus, obejmowało to też Polskę. I tak zostało, a jak się zmienia to bardzo powoli. Była nawet o tym praca naukowa, o tej mentalności. Takie powiedzenie jest, może nie bezpośrednio do tego ale o wielkich aspiracjach, że miastowych udają a słoma z butów wystaje.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 22:22h, 19 maja Odpowiedz

      chyba trzeba sobie tworzyć własne bańki

Post A Comment