21 wrz Dzisiejszy felieton sponsoruje literka O
Pamiętacie na pewno ulicę Sezamkową i literki sponsorujące kolejne odcinki żeby młodzi Amerykanie oswajali się z alfabetem.
No więc ja się ostatnio zaznajamiam z różnymi literkami przy okazji prób zrozumienia szału na określone marki torebek wśród płci żeńskiej czy zegarków u męskiej.
W dziedzinie tej jestem kompletną analfabetką i przyjaciółka już traci do mnie cierpliwość .
Okazuje się na przykład, że na czyimś ramieniu wisi dumnie cudo za 10 tysięcy i wtajemniczeni to widzą, bo w mało dyskretnym nadruku przewijają się literki LV, a ja nic, jak sroka w gnat.
Wprawdzie wydawało mi się zawsze, że prawdziwie eleganckie rzeczy nie bywają oznakowane krzyczącym logo i na takich sukniach Madame de Grès nie widzę żadnej literki, ale co ja tam wiem.
Podobno taka torebka potrafi być nawet lokatą kapitału. No a przede wszystkim pozwala się wzajemnie rozpoznać ludziom finansowego sukcesu i chyba głównie o to chodzi.
Zwłaszcza sukcesu świeżego, bo frak, jak wiadomo, dobrze leży dopiero w trzecim pokoleniu.
Trudno organizować wycieczki do wypasionych posiadłości, a chwalenie się saldem konta mogłoby ściągnąć na głowę Urząd Skarbowy i po co to komu.
Ja nie krytykuję, to na ogół mili i pracowici ludzie i jeśli ktoś ma potrzebę zaznaczenia odpowiednim logiem, że nie wypadł sroce spod ogona, to jego sprawa.
Choć jak wiemy, mężczyzna tak biedny, że ma tylko pieniądze nie mógłby się stać obiektem zainteresowania żadnej wiedźmy.
Różnych ludzi sponsorują różne literki, każdemu według potrzeb i możliwości.
Jednym imponuje BM czy W, innym DR, czy MGR.
Miałam w liceum taką panią od geografii, która na wstępie przedstawiła nam się jako „Magister Darmoń”, na co dowcipny kolega wykrzyknął:” Magister!- jakie piękne imię!”. Czyż muszę dodawać, że na geografii miał odtąd przechlapane?
Widocznie literki mgr przyszły jej z wysiłkiem porównywalnym z tym, jakim innym przychodzą LV czy CC i chciała się pochwalić.
Pomyślałam sobie, że też chcę mieć jedną literkę, którą sobie będę obnosić jak godło, bo poświęciłam sporo czasu na to żeby była moim znakiem rozpoznawczym.
I też pozwala mi się rozpoznać wzajemnie z członkami mojego plemienia rozsianymi tu i ówdzie.
Ponoć skazanymi na wymarcie, ale pozostaje nadzieja.
Bycie członkiem tego plemienia dostarcza wiele radości, choć stanie się jego częścią też wymaga nieco wysiłku.
Ale kontakt nawiązujemy łatwo i mamy wspólne kody kulturowe, które wykluczają podróbki.
Więc jak zobaczycie „O” na czapce czy plecaku, to walcie śmiało jak w dym.
O – jak oczytanie.
Enjoy.
No Comments