Uprzedzić Indianina

Uprzedzić Indianina

Jedna z wiedźm pożaliła się na fejsie, że wątroba już jej wysiada od wspólnego topienia smutków z, opuszczanymi przez mężczyzn ich życia, koleżankami po przejściach. Kolejne związki, które miały być te lepsze, docelowe i do grobowej deski, okazują się być przejściowe jak pora roku nazywana przedwiośniem. Niby zimy już nie ma, niby słonko przyświeca, a tu znienacka wichura i gradobicie zmiatające z drzew owocowych pierwsze, ufne, różowe pączki miłości. No, klęska żywiołowa i podania o odszkodowanie do Ministerstwa Rolnictwa, a raczej Kancelarii Koszmarnej.

Wiary w to, że drugi związek będzie lepszy od pierwszego, niestety, nie potwierdzają ani statystki, ani obserwacje, ani zwyczajna logika. Przepytywani na okoliczność wielokrotni rozwodnicy zawsze powtarzają, że najtrudniejszy był pierwszy raz. Najwięcej wątpliwości, hamletyzowania i nieprzespanych nocy. Rozważania za i przeciw. Każde kolejne rozstanie było łatwiejsze, bo nic nam tak nie ułatwia życia jak doświadczenie. Skoro raz się udało to wszystko przeżyć, to czemu ma się znowu nie udać. Poza tym, mężczyźni się na ogół nie zmieniają, więc zazwyczaj skłonność do takiej, dajmy na to, erotycznej trójpolówki, lubi im przechodzić ze związku na związek. Stąd powiedzenie, że mężczyzna, który żeni się z kochanką, zostawia na tym miejscu wakat.

Ale my nie o tym. Mnie raczej zawsze uwiera ta fraza „zdradzone i zostawione przez faceta”. I o tym ten felieton. Niezapomniana Agnieszka Osiecka w „Zabawach poufnych”, które gorąco polecam, pisała o syndromie „mija mu”. No i tak to właśnie zwykle wygląda. Mija mu. A my nie wierzymy własnej intuicji, obserwacjom, ba, zdarza się, że nie dajemy wiary tzw. twardym, czy raczej miękkim, dowodom. Czepiamy się ostatniej nadziei jak skazany na krzesło elektryczne, który do końca wierzy w ułaskawienie.

Staramy się rozwiać chmury na niebie naszego szczęścia, przekonując same siebie, że jeśli tylko będziemy jeszcze milsze, bardziej oddane i kochające, a na obiad będziemy podawać przepiórki w płatkach róż, ubrane tylko w  szpilki, to ukochany przejrzy na oczy i odwoła tą nagłą konferencję w Pułtusku. Na którą przygotowuje się w solarium i na siłowni, bo właśnie odkrył, że to zdrowe.

Nic bardziej mylnego. Magdalena Samozwaniec, popularna satyryczka, ukuła powiedzenie, że „mężczyzna to ciało, ciało to mięso, ergo-mięso w cieple się psuje”. I jeśli chcesz przywrócić faceta do stanu świeżości, to jedyną właściwą metodą jest lodówka. Najlepiej jeszcze zanim odkryje uroki Pułtuska. Dowcipna Magdalena pisała też w swoich poradach „Tylko dla kobiet”, że dla męża, po latach, żona jest jak noga. A który mężczyzna zwraca uwagę na swoją nogę, jeśli jest zdrowa i nie boli? Za to kiedy boli…Lekarze, okłady, masaże, stan najwyższej gotowości i troski. I dlatego właśnie największą troską obdarzane są partnerki traktujące swojego mężczyznę niefrasobliwie i rozglądające się na boki. To ona napisała, ja nic nie mówiłam, moje dzieci czytają mojego bloga.

Agnieszka zalecała wręcz manewr uprzedzający, czyli kiedy pojawiają się pierwsze sygnały znudzenia tym co wspólne, to należy natychmiast odkryć w sobie pokłady nowych zainteresowań i uprzedzając termin konferencji w Pułtusku, oznajmić, że właśnie jedziemy badać motyle w Amazonii. Z bardzo sympatycznym kolegą z Instytutu Badań Motyli Tropikalnych. Akurat trafiła się okazja, koleżanka zachorowała. Leży w szpitalu w Pułtusku.

A jeśli już doszło do katastrofy i nie możemy dodzwonić się do Pułtuska, bo nagle stracił zasięg? Tym bardziej nie pozbywajmy się bez sensu resztek godności, po co? Odradzam też łzy, potwornie szkodzą na urodę, a ta nam się jeszcze przyda. Co zatem czynić, drogie wiedźmy?

Po pierwsze, mamy na taką okoliczność kilku zapasowych wielbicieli, bo przeczytałyśmy „Wszystkich facetów Śnieżki”, jeśli nie, to proszę kliknąć, linkuję. Po drugie, mamy mnóstwo przyjaciółek, bo kochamy młode czarownice i ogólnie dbamy o naszą babską grupę wsparcia. Po trzecie, a właściwie pierwsze, mamy własne życie, pasje i, przede wszystkim, pieniądze.

Jak tego wszystkiego nie mamy, to zapisujemy się do Akademii.

 

 

 

5 komentarzy
  • Magdalena Lachtara
    Posted at 11:32h, 28 marca Odpowiedz

    Ja chcę do Akademii…jak to zrobić?

  • Amanda
    Posted at 09:19h, 19 listopada Odpowiedz

    ,,Po trzecie, a właściwie pierwsze, mamy własne życie, pasje i, przede wszystkim, pieniądze.” Tego chyba właśnie brakuje wielu polskim kobietom. Bo jak da się wytłumaczyć, że w miarę fajna dziewczyna jest np. z twardomózgim narodowcem (a raczej kibolem) albo jakimś prawackim oszołomem od teorii spiskowych? Nie mogę tego pojąć, mnie by się nawet na takie ,,kreatury” splunąć nie chciało. Albo z polskim politykiem? Tfu! Brzydkie ciało, brzydka głowa.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 18:44h, 19 listopada Odpowiedz

      za mało się skupiamy na kasie, konkretnie na własnej

  • M
    Posted at 13:43h, 19 listopada Odpowiedz

    Przykro mi to pisać ale takie dylematy to dalej skupianie się na tym ,,co zrobić, żeby ON został”. Zamiast być sobą… Niby, świeżo, niby feministycznie no ale jednak nie do końca 🙁 Racja jest w tym, żeby nikomu nie nadskakiwać bo to głupie zwyczajnie. Ale sam dylemat jest jednak dalej ,,typowo kobiecy” w negatywnym sensie. Może po prostu kimś, kto notorycznie zdradza, zawsze okazuje brak zainteresowania (i te rzeczy tyczą się obu płci, nie tylko jednej), nie warto zaprzątać sobie głowy? I spierniczać przy pierwszej okazji, zamiast się głupio zastanawiać ,,co by tu”, obojętnie ,,co by tu” miało znaczyć dosłownie…

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 18:43h, 19 listopada Odpowiedz

      no czasem jednak nam zależy, ja tam lubię być skuteczna 🙂

Post A Comment