To ja jestem Winnetou

To ja jestem Winnetou

Pamiętam taki kawał, chyba jeszcze z podstawówki, z serii „O Jasiu”, jak to Jaś upierał się, że jest słynnym Apaczem i za nic nie dawał sobie przemówić do rozumu. Zdesperowana pani poszła w końcu wyjaśnić sprawę z panem dyrektorem, który uśmiał się z pomysłu Jasia, bo przecież to oczywiste, że Jasiu nie jest Winnetou. A wie to na pewno, ponieważ Winnetou jest on sam i nikt inny.

A przypomina mi się ten kawał zawsze, kiedy dyskutuję z moimi kolegami zainteresowanymi socjobiologią i schodzi nam na tematy samców alfa i ich obyczajów. Każdy, ale to absolutnie każdy z nich uważa, że co jak co, ale samcem alfa to on jest na pewno.

Samcem alfa, czyli naturalnym liderem, przewodnikiem, autorytetem i, last but not least, posiadaczem najlepszych genów. Które by chętnie rozsiewał gdzie popadnie, gdyby nie uciążliwa skłonność kobiet do wysądzania alimentów. Przez grzeczność nie zaprzeczam, choć gdyby mnie kto pytał, to znam jednego i nie powiem kogo, bo się reszta obrazi.

Nawiasem, gdyby samców alfa było tylu, ilu za nich siebie uważa, to monogamiczne małżeństwo nie byłoby przeważającym rodzajem związku w społeczeństwie, bo skądinąd wiemy, że ta forma współżycia jest ewolucyjnym zwycięstwem średnich samców. Czyli tych beta. Gorylom się nie udało, więc dominujący samiec bzyka wszystko, co się rusza, a reszta obchodzi się smakiem.

Ale my nie o tym. Usłyszałam ostatnio od jednego z owych kolegów ciekawą Teorię Wielkiego Podrywu i obiecałam, że się odniosę. Otóż podobno nie należy stawiać zbyt długiego oporu, bo wtedy wylądujemy w związku z cierpliwie usuwającym kolejne przeszkody fajtłapą, gdyż samiec alfa daje jedną szansę, a jak wybranka jej nie doceni, to zmienia front.

Więc jeśli pragniemy zostać zdobyczą Dominatora, to po pierwszej zachęcie idziemy jak w dym. Bo drugiej szansy nie będzie. Nie ma co kaprysić w haremie Sulejmana, jednym słowem.

Hmm…Po pierwsze, kiedy słyszę, że to facet wybiera, to od razu mi się przypomina tekst Hanny Bakuły o sarence mizdrzącej się do dwururki. I to nie my jesteśmy tu sarenką.

Na ogół zanim jeszcze kandydat na narzeczonego zdąży zrejestrować fakt, że oto poznał właśnie przedstawicielkę innej płci, już dawno został zakwalifikowany do ewentualnego odstrzału. A jeśli trafił od razu do friendzone, to na nic jego wysiłki. Chyba, że faktycznie weźmie na zmęczenie i trafi na słabszy moment. Bywa.

Po drugie, nawet jeśli faktycznie nieodparty urok alfy działa w ten sposób, że trzeba łapać swoje pięć minut, bo inaczej wypadasz z kolejki i po balu, to nie bardzo wiem, po co byłby mi potrzebny do szczęścia taki egzemplarz. W seksie zapewne marny, bo nigdy nie musiał się starać. Jak się pannie nie podobało, to wymieniał pannę. Skoncentrowany na sobie i utrzymaniu pozycji w stadzie, bo to dla alfy ma znaczenie kluczowe. Zawsze musi mieć rację i ostatnie zdanie, bo inaczej się frustruje i bywa agresywny. Kompletnie niezdolny do współpracy, za to uwielbiający komenderowanie. Dobrze się to zwykle sprawdza w grupie mężczyzn, na wyjeździe paralotniowym, bo oni bez hierarchii się gubią, ale dla mnie na co dzień byłoby nie do zniesienia.

Gdyby faktycznie moi sympatyczni koledzy byli takimi alfami, za jakich się uważają, to podejrzewam, że większość moich koleżanek przestałaby być heteronormatywna.

I co wtedy z przyrostem naturalnym?

5 komentarzy
  • Amanda
    Posted at 18:32h, 01 kwietnia Odpowiedz

    To zostaje jedno. Kobiety, które mają predyspozycje, powinny w układzie z takim facetem zostać alfa. I przy takiej pani alfa nawet ,,samiec alfa” nie ma nic do dyskusji. A jak mu się nie podoba, to kopa w koszyk wielkanocny aż się pisanki rozlecą, i po sprawie. Ale weź to powiedz przeciętnej polskiej dziewczynie.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 19:19h, 01 kwietnia Odpowiedz

      no mówię już przez jakieś 300 wpisów ;-)))

      • Amanda
        Posted at 23:12h, 01 kwietnia Odpowiedz

        A tak swoją drogą. Nie chcę robić konkurencji ale znalazłam taki jeden blog. Pani nazywa się Malvina Pe (przez Google). I chciałabym sięgnąć opinii. Nadaje się ta pani na Wiedźmę czy raczej nie? Jakby w wolnej chwili był czas zerknąć. To nie reklama, po prostu jestem ciekawa. Bo w niektórych kwestiach ma podobne podejście. Chociaż narzeka na millenialsów a sama się w sumie do nich zalicza (koło 30-tki). Jak dla mnie jest trochę zbyt pretensjonalna i za dużo klnie.

        • Wiedźma Radzi
          Posted at 07:44h, 02 kwietnia Odpowiedz

          A dzięki, zaraz zajrzę 🙂 z wieku to raczej młoda czarownica niż wiedźma 😉

          • Wiedźma Radzi
            Posted at 07:56h, 02 kwietnia

            Zajrzałam, mnie się wydaje fajna, a co do klnięcia, to moja młodsza córka tak klnie, że mnie już nic nie zdziwi, widocznie teraz tak się mówi, a i ja lubię od czasu do czasu, tyle, że nie w słowie pisanym 🙂 w każdym razie dzieki za polecenie, na pewno ciekawa jednostka, a i książkę już wydała, kupię sobie

Post A Comment