Miś Bohater

Miś Bohater

Ostatnio na warsztatach jedna koleżanka zacytowała swojego ukochanego, który, kiedy zrobi dla niej coś szczególnego to sam siebie chwali : „Patrz, kochana, co Twój Miś Bohater zrobił!”.

No piękne, po prostu, piękne. Macie czarno na białym, o co tu chodzi. O nasz podziw. Aprobatę. O ten zachwyt w oczach, że zacytuję jednego kolegę, przepytanego przeze mnie na okoliczność małżeńskich zdrad. I że o co mu chodzi, bo jego żona to kobieta piękna, mądra i z tak zwaną „klasą”. Na to on, że już nie patrzy na niego tak jak kiedyś, więc on się przegląda w innych oczętach. Nie usprawiedliwiam, tłumaczę.

Czyli chodzi właśnie o ten cytowany zachwyt, którego wieloletnia partnerka już jednak skąpi. No ja wiem, czemu ona skąpi. Czemu ogólnie przestajemy być wyrywne w temacie zachwycania się.

Czy nas ktoś chwali za te wszystkie czynności, które wykonujemy dzień w dzień z monotonną powtarzalnością, która świętego mogłaby doprowadzić do szału? Za te zapełniane produktami szafki, wyprane kuchenne ścierki, odfajkowane szkolne zakupy? Patrzy i podziwia, że my tak sprawnie to wszystko organizujemy, załatwiamy, układamy? Przewidujemy zmiany pór roku w dziecięcej odzieży i dopinamy domowy budżet?

Oczywiście, że nie. Albo na pewno za rzadko. Pewne rzeczy są oczywiste dla domowników i nie ma się nad czym rozczulać. Jak to, nie ma herbatki w szafce? Zawsze była. No była, bo kupowałam przez 15 lat, kiedy kończyło się pudełko. A jak zapomniałam to nagle nie ma i katastrofa.

Milion drobiazgów, a tu misio jedną półkę przywierci i masz się zachwycać. Jasne, cholera, jeszcze czego.

Pytanie brzmi, czy ważniejsza jest dla ciebie skuteczność czy sprawiedliwość społeczna. Jeśli sprawiedliwość, nie ma sprawy, nie mów nic. Ciebie też nikt nie docenia. Ja to wiem.

Tylko, na miłość boską, nie licz na to, że ktokolwiek się czegokolwiek domyśli. No way, związek powoli zatonie w morzu niedomówień. I nadąsanym milczeniu. Jeśli ci gorzko i szaro, to już lepiej zrób awanturę i umów się z kolegą z pracy do kina, albo na kolację. Może być efekt, bo nic tak dobrze nie robi na kondycję związku jak oddech konkurencji na plecach.

Ale jeśli masz łagodny charakter, jak nie przymierzając ja, a w dodatku chcesz być skuteczna, to uznaj, że ktoś tu musi być mądrzejszy. I docenić drugą stronę bez czekania na jej inicjatywę.

Otwórz szeroko zachwycone oczęta i wyszeptaj z podziwiem, patrząc na świeżo posprzątany garaż, albo skoszony ogródek:

„Ty TO zrobiłeś? Mój Miś Bohater!

Zaręczam, że Ci się opłaci.

 

4 komentarze
  • Ken.G
    Posted at 15:58h, 13 grudnia Odpowiedz

    Jest jeszcze efektywna pacyfikacja 😉 Ja tam wolę mieć partnera niż tresowanego pieska. Sztuczne zachwyty nad samodzielnie umytym kubkiem na dłuższą metę budziłyby we mnie frustrację, że muszę traktować chłopa jak idiotę, żeby robił to, co chcę. W moim świecie szczęśliwy związek składa się z dwóch szczęśliwych osób i czasem wymaga przesunięcia tego szczęścia, jak kołdry, w moją stronę. On ma wtedy go mniej, no ale takie życie 😉 Może oczywiście kiedyś próbować wymienić mnie na młodszy czy ładniejszy model, ale lepszego nie znajdzie.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 17:57h, 13 grudnia Odpowiedz

      każda efektywna metoda dobra :-)a tresury w tym nie widzę

  • M
    Posted at 18:58h, 13 grudnia Odpowiedz

    I przez takie właśnie podejście większość (bo są jeszcze normalni, którzy lubią normalne chwalenie a i sami pochwalą. No i kobiety też lubią być chwalone za to co robią i to wcale nie rzadko ;)) robi za bohaterów z odzysku i niedomyślnych idiotów. Skuteczne może jest, ale na krótko i nic nie daje, głównie frustrację, jak druga strona sama z siebie nie pochwali ZA NIC do tego. Gdyby dawało, to nie byłoby potrzeby pisać postów na blogu bo nie byłoby na kogo i każda kobieta z automatu mogłaby od urodzenia być Wiedźmą 😉

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 20:45h, 13 grudnia Odpowiedz

      ależ daje..:-)

Post A Comment