Jak zostać głupkiem wioskowym

Jak zostać głupkiem wioskowym

I to na własne życzenie.

Przepis dla chłopców.

1. Zawsze upieraj się przy swoim i nie słuchaj, co mówi rozmówca.

2.Bądź odporny na argumenty drugiej strony, nawet najbardziej logiczne.

3.Koniecznie chciej mieć zawsze ostatnie zdanie.

Mogłabym dodać jeszcze kilka punktów, ale już te trzy właściwie zupełnie wystarczają. Przynajmniej naszym politykom do zrobienia kariery. Ale też sporej części moich sympatycznych kolegów do tego, żeby w wieku dojrzałym zostać zadowolonym z siebie głupkiem wioskowym otoczonym kobietami pobłażliwie kiwającymi głowami i oficjalnie przytakującymi, a robiącymi swoje. Bo ileż się można kopać z koniem.

Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że te wszystkie powiedzonka w stylu „bądź szyją, która kręci głową” stąd się właśnie biorą. Ze zmęczenia wieczną potyczką z lepiejwiedzącymicodlawszystkichdobre. A dla kobiet w szczególności.

Z bezradności w zetknięciu z murem niesłuchania i niesłyszenia zdania innego niż własne. Z bezsilnej irytacji.

Konkretnie.

Z tych serio serio. Pokiwa jedna z drugą głową, kiedy małżonek zaperza się w obronie ” życia poczętego”, a potem pomoże przyjaciółce załatwić skrobankę. Albo córce antykoncepcję „dzień po”.

W lżejszej wersji przytaknie głupim pomysłom na wakacje, a po cichu załatwi sobie sanatorium, bo nie ma ochoty na kajaki z chorym biodrem.

W najlżejszej to te wszystkie bluzeczki „dawno kupione” i super buty „z przeceny”. Kupione za własne pieniądze, ale po co słuchać po raz setny wywodu o pełnej szafie.

Sama się łapię na podobnym mechanizmie mimo spędzonej na burzliwych dyskusjach i sporach młodości. I gdyby nie czujne Młode Czarownice, to dla świętego spokoju zaczęłabym pewnie robić z Tygrysa wioskowego głupka, bo już jestem zmęczona wieczną walką o prawo do swojego zdania, czasu i przestrzeni. Tym wiecznym wycinaniem maczetą przejścia przez gąszcz męskiego zadowolenia z własnego intelektu i przywiązania do swoich, czyli jedynie słusznych, opinii.

Dziś poszło o kajaki, mała rzecz. Córki wolały jedną wypożyczalnię, tata upierał się przy drugiej. Poradziłam im, żeby powiedziały, że do tej drugiej nie da się dodzwonić. W czasie wakacji zdecydowanie tracę pion ideologiczny. Młode Czarownice zgodnie oburzyły się, że mają prawo do swojego zdania, bo to one idą na te kajaki i same za to płacą, w końcu są dorosłe. I nie muszą się tłumaczyć ani ściemniać.

My też nie musimy. Choć czasem kusi. Bo to szybciej, łatwiej i nie ma fochów, min, ani biernego oporu.

Nasze prababki, babki i matki często musiały, bo inaczej się nie dało. Moja babcia Ukrainka miała nawet na to specjalne powiedzenie: „pieried muża kłady i spieried muża biery”, czyli tak należy zakręcić, żeby nie wiedział, o co chodzi. I mój dziadek, który w siermiężnym socjalizmie domagał się cielęciny na obiad, wcinał mielone z kurczaka albo wieprza w przekonaniu, że to najdelikatniejsza cielęcinka, bo podobno inne mięsa mu szkodziły.

Genetycznie jesteśmy mistrzyniami manipulacji. Wielopokoleniowy nawyk i życiowa wygoda.

Ale co z szacunkiem?

Do siebie i drugiej strony?

 

 

 

2 komentarze
  • M
    Posted at 21:28h, 04 lipca Odpowiedz

    Ja myślę, że ten przepis jest trafiony, z tym, że dotyczy obu płci. Spotkałam i dziewczynki (w wieku różnym), co realizują przepis, i to niemało. Choć ,,chłopców” sporo, to fakt. Ludzie naprawdę mają jakiś problem (nie wszyscy), gdy inni chcą żyć normalnie, po swojemu :O

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 23:32h, 04 lipca Odpowiedz

      narodowo mamy problem z szanowaniem odmiennego zdania

Post A Comment