Ja ci radzę, rób jak chcesz

Ja ci radzę, rób jak chcesz

Od razu mówię, że moje dzieci nienawidziły, kiedy na młodzieńcze dylematy typu „jakie wybrać studia” otrzymywały ode mnie powyższą odpowiedź.

Nic nie poradzę, taką mam życiową filozofię. Odnośnie osobistych wyborów, a nie w kwestii tego, że w ryj dać mogę dać, cytując „Dzień świra”. Choć jeśli obie strony są równe sobie gabarytami i obie wyrażają zgodę na bójkę, to jak dla mnie mogą się lać do woli i zupełnie nie rozumiem potyczek policji z kibolskimi ustawkami.  Co mnie to obchodzi, że dwie bandy spotykają się za miastem i okładają bejsbolami po łysych czaszkach. Bardziej już nie zgłupieją.

Wracając do tematu. Długo już żyję i zdążyłam zaobserwować, że ludzie pytający o radę zwykle z tej rady nie korzystają, bo i tak zrobią to, na co mają ochotę. Czyli pokierują się swoimi, związanymi z tematem, emocjami, a nie naszym trzeźwym osądem. Czy którakolwiek kochanka zareagowała na radę żeby przestać się spotykać z żonatym kochankiem, bo w 99% nic z tego nie będzie? Skąd. Każda liczy, że znajdzie się w tym 1% wygrywających z prawowitą małżonką. Zwykle i tak to jest pyrrusowe zwycięstwo, bo nagrodą jest kłamca i oszust, ale my tu nie o tym.

Dawanie dobrych rad jest zajęciem niewdzięcznym i jałowym. Po pierwsze z powyższego powodu.

Ale mamy jeszcze jedną pułapkę i to już bardziej dotyczy sytuacji wychowawczych, kiedy do zastosowania naszej rady lekko nasze latorośle przymusimy, czy też przekonamy. Co na jedno wychodzi. W skutkach.

Ileż to się nasłuchali moi biedni rodzice za swoją, w najlepszej wierze udzieloną, radę, żebym poszła na studia medyczne. Bo zdolna, bo mądra i obdarzona świetną pamięcią (to dawne czasy, przypominam rodzinie zanim umrze ze śmiechu). Bo to dobry zawód i zawsze potrzebny. Bo pewny chleb. I tak dalej.

Nie mając własnego pomysłu, dałam się przekonać. Na ich nieszczęście dostałam się za pierwszym razem i skończyłam jak po maśle, bez oblania choćby jednego egzaminu.

No i się zaczęło. Nie takie studia, nie taka praca, życie mnie męczy. I pewnie przez wasze głupie rady nie gram teraz w kasowych produkcjach Hollywoodu. Albo nie piszę bestsellerów. I to wszystko przez was, bo was posłuchałam.

Dodam, że wcale nie musiałam, to była tylko porada, żaden przymus.

Kochane dzieci, nie mając ochoty brać na siebie odpowiedzialności za swoje wybory i ich rezultaty, wypomną ci nawet, że im nie kupiłaś perkusji w podstawówce i teraz budują nudne mosty zamiast grać w rockowej kapeli.

Co do innych zagrożeń.

Przyjaciółka na pewno znienawidzi za poradzenie, żeby mniej jadła i więcej się ruszała, skoro marudzi bez przerwy o swojej za dużej dupie.

A kochanek zamorduje za wysłanie do seksuologa zamiast tłumaczenia się po raz dziesiąty, że zwykle mu staje, tylko ostatnio ma stres w pracy.

Więc radzę bardzo uważać z dobrymi radami.

Spoko, i tak nie posłuchacie.

 

No Comments

Post A Comment