O jeden most za daleko

O jeden most za daleko

Jest film wojenny pod tym tytułem, w gwiazdorskiej obsadzie, warto zobaczyć. A opowiada o klęsce aliantów spowodowanej błędami w planowaniu, brakami w sprzęcie i ignorowaniu wiadomości wywiadu. Czyli tak zwanej zasłużonej. Nie, że tam szczęścia brakło, albo wiatru w żagle.

Nie przepadam za kinem wojennym, ale podobno film jest jednym z lepszych w swojej kategorii.

Natomiast tytuł jest poetycki i wpada w ucho. I zawsze mi w tym uchu brzęczy, kiedy słucham opowieści młodszych ( i starszych) koleżanek o świeżo poznanych sympatycznych kolegach. Jedna randka, druga, nic jeszcze nie wiadomo, ale ona już pisze scenariusze i wyjeżdża z nim do Rio.

Nie cieszy się, że się z nią umówił na jutro, bo już się zastanawia, czy się umówi na Walentynki. I czy pojadą razem na Chorwację w lipcu.

Nie wiem, czy to nam zostaje jeszcze z wieku szkolnego, kiedy nic tylko się czekało na wakacje, czy w przynajmniej połowie z nas drzemią nie ujawnione talenty scenopisarskie. Żyjemy w ciągłym „co to będzie za tydzień” ignorując to, co się dzieje dziś.

A co gorsza to jeśli za ten tydzień nie będzie nic, to dzisiejsze dwie godziny w parku uznamy za zmarnowanie czasu. A jak po roku spotykania się nie wyjdzie z tego nic „na zawsze”, to, mój Boże, rok stracony!!!

Przypomina mi to randki w mojej śląskiej rodzinie, kiedy chłopak, który długo się nie oświadczał i tylko randkował, „zabierał dziewczynie czas”. Bo za bardziej zdecydowanego to już by wyszła i dziecek naprodukowała, a tak to „robi za materac”. I się starzeje. Czyli jest wykorzystywana tylko do seksu, a porządnie to jest być wykorzystywaną do małżeńskiego jarzma.

Tylko, że to było 50 lat temu, albo jeszcze dawniej, kiedy stan małżeński był atrakcyjną alternatywą w stosunku do łatki „starej panny”.

Teraz wreszcie jesteśmy wolne, możemy swobodnie planować swoją karierę, jeździć w podróże i przeżywać romanse. Możemy mieć tylu narzeczonych, chłopaków, czy one night standingów ile dusza zapragnie i nie musimy się nikomu tłumaczyć. Mamy antykoncepcję i warsztaty mapowania waginy.

Więc czemu wciąż nie potrafimy się cieszyć, że coś jest „tu i teraz”, bo jak nie będzie c.d.n. to kompletnie straci to swoją wartość?

Koledzy są w tym zdecydowanie lepsi. Właściwie są w tym tak dobrzy, że na randce z kochanką wcale nie myślą co na to żona, kiedy już się połapie w tych „przedłużających się zebraniach”. I na trwożne pytania tejże kochanki „na czym stoimy?” beztrosko odpowiadają: „cieszmy się chwilą”.

A kiedy jeszcze są singlami to są przekonani, że muszą bronić swojej wolności przed czyhającymi na nią kobietami i coś w tym jest. Choć to zupełnie bez sensu i to my tracimy różne fajne rzeczy kiedy związek wchodzi w stan stały z fazy lotnego i ulotnego zakochania. A facet zyskuje łatwo dostępny seks i zorganizowany dom. I nie musi się wysilać na atrakcyjne pomysły randek częściej niż raz do roku w Walentynki.

Gdyby to nam zależało na łatwo dostępnym seksie to powinnyśmy unikać stałych związków jak zarazy. I przedłużać fazę zalotów w nieskończoność. Co do atrakcyjnych randek to dobrze byłoby zmieniać obiekty, bo im się kończą pomysły jak już nas zabiorą na motor, żagle i nieśmiertelną kolację w knajpie. Więc nie licząc na zmianę dekoracji zmieniajmy chociaż obsadę sztuki. Albo przejmijmy reżyserię.

A jednak to my wciąż usychamy z niepokoju kiedy mamy „życie nieułożone”. Żeby potem usychać z nudów jak już je sobie ułożymy.

I z tych nudów i znużenia stałym związkiem się rozwodzimy żeby za chwilę budować zamki na lodzie po trzydniowej wymianie sms-ów na Tinderze.

Zamiast zbudować najpierw siebie, a potem własne ciekawe  życie.

Tu i teraz.

W którym facet będzie ewentualnie miłym dodatkiem. Lub kilku.

 

 

4 komentarze
  • Amanda
    Posted at 20:24h, 18 stycznia Odpowiedz

    Może to jest związane bezpośrednio z ciążą jakoś? Jak samiec zainwestuje ,,w nietrafioną samicę”, nawet jak opiekuje się potomstwem, to nie wydatkuje aż tyle energii na jego ,,produkcję” (ciążę, poród, laktację). A samica jak zainwestuje ,,w nietrafionego samca” i zajdzie w ciążę to dla niej faktycznie jest strata. Dużo energii marnuje a potem nic w zamian. A do tego patriarchat dochodzi i tu już w ogóle czarna du… To może kobiety się asekurują tak (w przypadku gdy chcą kiedyś dzieci i mieć faceta). Są dzisiaj zabezpieczenia itd. ale to trwało bardzo długo, ten stan bez żadnych środków ostrożności (a nawet gorzej bo były gwałty i cały ten chłam). I kobiety czasem się boją i dzisiaj bo gwałcicieli nie brakuje i wcale nie są to straszne zboki z nożem czające się na obce dziewczyny, wracające do domu w ciemności… Poza tym, durne mamusie, ciocie i sąsiadki dzisiaj też dochodzą ze swoim głupim gadaniem. Albo pół- i ćwierćmózdzy chłopcy z różnych forów.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 20:45h, 18 stycznia Odpowiedz

      no pewnie, że to się nie wzięło znikąd, ale korzystajmy z kory nowej..

  • M
    Posted at 20:55h, 18 stycznia Odpowiedz

    Kiedyś czytałam artykuł jakiegoś pana (mówił rzeczowo i nie z pozycji ,,objaśniania”), że kobietom (w przypadku związków z podtekstem) byłoby fajniej na pewno i chciałby, żeby umiały jak faceci (w przypadku związków tylko, bo w innych przypadkach potrafią) cieszyć się chwilą i po prostu ,,zawiesić oko” zamiast firanki w ,,gniazdku” i zabawki nad łóżeczkiem od razu. I nie chodziło mu o skrajną nieodpowiedzialność. Ot, o zachwyt (fizyczny akurat, choć jak dla mnie może być tez duchowy) zamiast planowania ile będą miały dzieci i czy mężowi spodoba się ta cerata. Mówił, że wtedy byłoby im łatwiej żyć i się cieszyć w tej kwestii po prostu. Nie podporządkowywały by się komuś, albo głupiemu gadaniu, tylko ,,czuły”. Nie wiem z czego wynika ten fakt, może z tego patriarchalnego podejścia wpranego w wielu ludzi? Wystarczy też popatrzeć dookoła. W kulturze mało jest odniesień (filmów, książek, dzieł sztuki itp. czy ogólnie zdarzeń), kiedy to kobieta w ,,ten” sposób, nawet fizycznie, zachwyca się mężczyzną, że on jest dla niej. Jak pojawi się np. taki film (i nie żaden pornos a taka scena tylko) to zaraz hejt, że ,,feminazistki chcą burzyć naturalny porządek!”. Tłamsi się kobiety by nie umiały czuć w ten sposób. I to trwa tysiąclecia. Ptak, który ma skrzydła związane przez dziesiątki lat, zapomniał jak się lata (a jak od ,,zawsze” to nigdy się nie nauczył). To i wiele kobiet, zamiast szukać naprawdę, partnera, którego chcą, to szuka albo takiego z kasą a brzydkiego (i z ciała i charakteru) albo byle jakiego się łapie i ,,zakłada rodzinę”. Trzeba czasu by nauczyć się tego czego zabraniali, nawet jeśli to naturalne. Niektóre gatunki zwierząt w procesie udomowienia straciły swoje korzystne cechy (a niektóre nauczyły się nowych rzeczy albo wykształciły cechy-więc tu plus) nawet jeśli były one dla nich naturalne. Podobnie jest z nami. Coś tracimy a czegoś się uczymy. Fajnie by było jakby jednak nie tracić a nabywać.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 21:01h, 18 stycznia Odpowiedz

      musimy powrócić z krainy patriarchatu do naturalnego stanu wolności

Post A Comment