Dobro wraca. Z tym, że niekoniecznie.

Dobro wraca. Z tym, że niekoniecznie.

Żyję sobie na tym świecie już długo i co jakiś czas wpadam w stan dysonansu poznawczego, czyli tego nieprzyjemnego napięcia, które pojawia się w nas, kiedy obowiązująca narracja nie zgadza się z faktami. Teoria z praktyką. Czyny ze słowami.

Teorię dysonansu poznawczego stworzył w latach 50-tych ubiegłego wieku niejaki Leon Festinger, który zauważył, że ludzie posiadają wiele sprzecznych przekonań na temat samych siebie i świata i to ich wprawia w stan niepokoju. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy mówią jedno, a potem robią co innego. Czyli zazwyczaj.

Okazuje się, że w takiej sytuacji gotowi są raczej zmienić poglądy niż postępowanie. No, a potem to już wystarczy znaleźć winnych.

Żeby na przykładach. Deklarujemy chrześcijańską miłość bliźniego, ale generalnie, bo już sąsiad nas wkurwia i mamy z nim sprawę w sądzie o pięć centymetrów trawnika. Postulujemy monogamię, ale sami mamy kochankę, bo nas „żona nie rozumie”. Jesteśmy „za życiem”, ale przypadek ciąży naszej nieletniej córki jest wyjątkowy.

Też nie jestem święta i staram się dopasować poglądy do faktów, ale już po faktach, jak każdy. Natomiast żeby zachować spójność czynów ze słowami stosunkowo często musiałam kwestionować tak zwane prawdy obiegowe. Oraz obowiązujące wierzenia. Najbardziej przyłożyłam się, kiedy lenistwo nie pozwalało mi już tracić więcej czasu na nudne i żmudne kościelne obrzędy. Przeczytałam Dawkinsa, Dennetta i Hitchensa zdobywając granitowe uzasadnienie dla swojego ateizmu.

Cel badań nad mechanizmami ewolucji i zachowaniami małpek bonobo zachowam dla siebie.

Natomiast w kwestiach ogólnych nijak nie mogę dać sobie rady ze sprzecznością CAŁEJ historii rodu ludzkiego. Z kłamstwem, które sobie opowiadamy, chyba na pociechę.

Że dobro wraca. Może indywidualnie. Może dziejowo, ale jednak żmudnie i powoli.

Bardziej wygląda mi na to, że to ściema dla maluczkich. Niestety.

Cała historia, której uczą nas w szkole jest świadectwem zgoła czego innego. Przez tysiące lat władzę, wpływy i bogactwa osiągali bandyci, złodzieje i mordercy. My się, oczywiście, o nich uczymy jako o zdobywcach, monarchach i rycerzach, ale to byli bandyci.

Powstawanie państw wyobrażam sobie mniej więcej tak. Mamy małą wioseczkę potulnych kmieci, którzy uprawiają rolę, nikomu nie wadząc, żyją sobie pogodnie i pracowicie. Napada ich banda rabusi, okrada i pali dobytek, mordując co silniejszych, którzy stawiają opór. No to następnym razem ci z nich, którzy dysponują większą siłą i agresją zbierają się w drużynę, żeby się bronić. No, ale żeby ćwiczyć się w bitce, to trzeba mieć czas i z czego żyć. Więc idą do reszty i mówią tak : my będziemy was bronić, a wy nam za to tyle i tyle. Wybierają wodza, czyli najsilniejszego i zostają drużyną książęcą. Dziedzicznie.

I odtąd opływają w dostatki. Potem zawierają sojusz z tą sąsiednią bandą, bo już nie muszą napadać, wystarczy obłożyć kolejnym podatkiem. Głupi by ryzykował, jeśli można golić swoich. Potem, kiedy trochę urosną w siłę, to rozglądają się za jakąś następną wioseczką, taką najlepiej jeszcze bez drużyny, którą można obrabować i spalić. I tak dalej. Czasem, niestety, trzeba nadstawić głowy, bo inne silne nieroby, które nie lubią orki i podorywki mają ten sam pomysł na życie.

Czy jest między tym wydarzeniem a sposobem postępowania sycylijskiej mafii w Nowym Yorku w XX jakakolwiek istotna różnica?

Btw. trochę mi to przypomina tą męską narrację patriarchalną : ja cię tu, kochanie, ochronię przed zewnętrznym złym światem i posiedzę w tym korpo nadgodziny, a ty mi tu zdejmij z głowy te wszystkie nudne domowe obowiązki. Tak wtręt fraktalowy, bo nasz świat to fraktale.

No i nie da się ukryć, że jednak taki świat urządzili nam właśnie mężczyźni w oparciu o swoją siłę fizyczną i agresję. Że tak się przyczepię na marginesie.

Z tym, że z biegiem dziejów monopol na przemoc zdobywają państwa, ale nie zapominajmy skąd im wyrastają nogi.

Karol Wielki, Cezar czy Napoleon to byli bezwzględni mordercy, tyle, że na masową skalę. Owszem, silni, owszem inteligentni. Ale bezwzględni i okrutni. Żądni władzy i gotowi na wszystko. Ludzkie życie nie znaczyło dla nich nic. A popatrzmy jak ich traktuje historia. Jak wiemy, historię piszą zwycięzcy.

Czyli to nie dobro popłaca. Popłaca brutalna siła, makiaweliczny spryt i bezwzględność.

W takim świecie jaki teraz mamy.

Mam wrażenie graniczące z pewnością, że do polityki idą ci, którzy są organicznie niezdolni do odczuwania wspomnianego na początku dysonansu poznawczego. Mówią jedno, a robią coś przeciwnego i snu im to z powiek nie spędza.

Nawet nie czują najmniejszej potrzeby zmieniania tego, w co oficjalnie wierzą z tym co na co dzień robią.

Rządzą nami psychopaci.

 

 

7 komentarzy
  • Irena
    Posted at 14:26h, 21 kwietnia Odpowiedz

    w nosie mam taki sukces :), gryzłoby mnie coś w środku głowy; a to, że dobro nie wraca to przekonuję się przez cale życie 🙁

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 18:47h, 21 kwietnia Odpowiedz

      ich nie gryzie, dlatego cieszą się władzą i bogactwem przez pokolenia

  • IWnowa
    Posted at 18:41h, 21 kwietnia Odpowiedz

    Dużo gorzkiej prawdy niestety w tym twoim wpisie…

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 18:48h, 21 kwietnia Odpowiedz

      wystarczy popatrzeć kto ma kasę i wpływy

  • Wiedźma Radzi
    Posted at 18:47h, 21 kwietnia Odpowiedz

    Dawkinsa „Bóg urojony”, Dennetta „Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne” Hitchensa „Bóg nie jest wielki”, polecam tez ich dyskusję na Youtubie „Czterej jeźdzcy”

  • Amanda
    Posted at 19:57h, 21 kwietnia Odpowiedz

    Ludzie bardzo często chcą w coś wierzyć, nawet jeśli sprawdzono już, że to nie jest prawda a raczej kompletna bzdura. Nie wiem, chyba dla niby komfortu psychicznego, bo ciężej myśleć. I sobie opowiadają głupoty, zamiast dobrych historii, a potem w to wierzą. U nas w rodzinie kobiety lamentują, jak one samie sobie poradzą, jak męża zabraknie. A robią większość rzeczy same i sobie radzą na co dzień. Też dysonans. Przekonania i teoria silniejsza niż to, co widzisz na co dzień i co się dzieje. To jest straszne. Te uprzedzenia i chore przekonania. Ile by się dało zmienić, gdyby nie to. Bzdurne, niepodparte niczym, przekonania.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 21:10h, 21 kwietnia Odpowiedz

      to jest bardzo ciekawy mechanizm z tymi przekonaniami, fascynujące zagadnienie

Post A Comment