Kotku, potrzebuję więcej przestrzeni

Kotku, potrzebuję więcej przestrzeni

Niejedna żona to usłyszała, a potem była bardzo zaskoczona, bo ta przestrzeń nazywała się Jola, Kasia albo Basia.

Gdyby Marcin miał dobre koleżanki zamiast kolegów i zwierzył im się przy winie, że go Kasia poprosiła o „więcej wolności”, to zapewne szybko by go oświeciły, co też żona ma na myśli i nie musiałby teraz latać po mediach wylewać swoich żali, że był taki naiwny.

Najwyraźniej równouprawnienie staje się faktem i zaczynamy zdradzać panów w bardzo podobnym stylu co oni nas przez stulecia.

Czyli.

„Dusimy się w związku”, „potrzebujemy więcej przestrzeni”, albo musimy „się odnaleźć”.

Sympatyczni koledzy serwowali nam ten bullszit i wyjeżdżali „na łódki z kolegami”, albo imprezy integracyjne, bo na garsonierę na mieście to jednak mało który może sobie teraz pozwolić. Baletniczek też jakby brak.

Koledzy na ogół szukali przestrzeni wcześniej przezornie zadbawszy żeby konto było na nich i firma też. Gdyby jednak małżonka okazała się czujna. Przezorny zawsze ogumiony.

A tu proszę, nie tylko oni duszą się w związkach.

Szczerze mówiąc, mało mnie obchodzi, czemu piękna Kasia zostawiła swego tancerza na lodzie, za to niepomiernie mnie bawi ten symetryzm zachowań.

Bo czego on dowodzi, moje drogie?

Że w gruncie rzeczy niewiele się różnimy w swoich zachowaniach kiedy możemy sobie na to pozwolić. A to bardzo zgodne z feministycznym poglądem na świat. Zawsze twierdziłam, że ta legendarna kobieca monogamia to ściema, a męska fiksacja na punkcie zdrady to strach przed porównaniem.

I na miejscu Kasi, po takim występie męża w tabloidach i wylaniu brudów na całą Polskę, to odwdzięczyłabym się komunikatem, że „te wszystkie orgazmy to były udawane”, bo jednak facet z klasą to takich rzeczy o matce swoich dzieci nie powinien opowiadać w naszym zapyziałym kraiku, w którym teraz każda gęś będzie się czuła od Kasi lepsza, bo choć głupia to „wierna”.

Tak, ja rozumiem, on przechodzi żałobę po związku i nawet moja ulubiona Kasia Miller mu współczuje, że tak żonę kochał, a tu taki pasztet.

No, może i kochał, choć te z moich koleżanek, które wyglądają na prawdziwie kochane, jakoś nie potrzebują „więcej przestrzeni”, bo są zwyczajnie szczęśliwe. Mam niejakie wrażenie, że tu jednak ewolucyjnie mamy nieco inaczej i mało jest kobiet, które chciałyby przelecieć wszystko co się rusza, albo chociaż spróbować.

Czyli te same zachowania niekoniecznie mają te same przyczyny. Zaraz mi ulubiony filozof wytknie, że sama sobie zaprzeczam, ale co poradzę, że to życie takie skomplikowane.

Choć zdradzamy w tym samym stylu, to jednak wydaje mi się, że z całkiem różnych powodów, bo jednak biologia to biologia i nie mamy tego imperatywu siania genami gdzie popadnie, może któryś miot przeżyje.

Więc najczęściej, nie mówię, że zawsze, to jednak żeby kobieta, która jest żoną i matką zdecydowała się na skok w bok to trzeba czegoś więcej niż paru kieliszków wina i okazji. Po prostu jesteśmy bardziej ostrożne, przewidujące i rzadko nam odbija na punkcie czyjegoś zgrabnego tyłka.

Dlatego serdecznie doradzam sympatycznym kolegom ozdobionym rogami przez swoje połowice żeby zamiast  biegać po gazetach, stanęli przed lustrem.

Bo tam znajdziecie przyczynę swego nieszczęścia.

 

5 komentarzy
  • M
    Posted at 12:21h, 26 kwietnia Odpowiedz

    ,,Że w gruncie rzeczy niewiele się różnimy w swoich zachowaniach kiedy możemy sobie na to pozwolić.” I tak jest, naprawdę, i to dotyczy wielu aspektów i zachowań, zarówno pozytywnych jak i tych nie. Gdyby ludzie nie powielali banialuk przez pokolenia, to wyglądałoby zupełnie inaczej wszystko, całe spojrzenie na człowieka. Kobiety i mężczyźni nie różnią się aż tak strasznie, jak się ludziom wmawia. Owszem, anatomia, biologia, siła fizyczna, to nie podlega dyskusji. Ale z psychologią (i kwestiami kształtowanymi wychowaniem) to bym dyskutowała, z wieloma ,,prawdami” (a raczej-kitami) 😉

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 19:39h, 26 kwietnia Odpowiedz

      ale z ciebie genderówka ;-)))

      • M
        Posted at 15:06h, 27 kwietnia Odpowiedz

        Nic nie poradzę, że mam alergię na głupoty społeczeństwa 😉 Ale chyba mamy tak razem…

  • Amanda
    Posted at 13:18h, 26 kwietnia Odpowiedz

    Mnie wkurzają te podwójne standardy. Ja mam trochę inne podejście do zdrady, dla mnie to jest powód do rozstania z mężem/żoną, chłopakiem/dziewczyną (kiedy jest to zdrada bez powodu), ale to inny temat. Za to bardzo mnie rozjuszają te pierniczenia, że facet to może sobie zdradzać, a kobieta nie. Szmacenie się, nie wtedy jak mąż/żona faktycznie kogoś olewa/bije/jest chłodny/a, poniewiera/umniejsza, nie akceptuje/nie pozwala być sobą, ,,bo tak”, nie ma płci. I powinno to być osądzane jednakowo (zależy, kto osądza i jakie ma poglądy). A nie, że jednym wolno a inne to dziwki. Dla mnie (ale to tylko moje zdanie) każdy, niezależnie od płci, kto zdradza bez konkretnego powodu drugiej strony, bo mu/jej się znudziło, to dziwek/dziwka. Beż różnicy. Ale społeczeństwo polskie jest głupie i ocenia, że wszechpanom-kuta*ianom wolno wszystko a ,,podłej su*e” nie wolno nic. Albo wszystkich, nawet tych, którzy są w związku poniewierani, wrzuca do jednego wora z tymi, dla których zmiana dziewczyn (albo chłopaków) to jak zmiana rękawiczek. Idiotyzm. Powód zdrady (konkretny, bo ktoś w swoim związku czuje się nikim i jest nieakceptowany, służący, albo żaden, bo komuś się drugi człowiek znudził) dla mnie osobiście ma znaczenie. Analogicznie do znudzenia się osobą partnerki/żony/meża/partnera (która nie krzywdzi, jest okej) co, jeśli tej samej osobie znudzą się własne dzieci, jeśli je ma? Albo praca? Albo jakaś wspólna spłata? Wspólne obowiązki? Też ,,ucieknie” od tego? Bo może? Takiej osobie bym nie ufała w niczym już i nigdy. Bo mu się cycki spodobały, ojeju! A won!

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 19:40h, 26 kwietnia Odpowiedz

      no praca to się akurat milenialsom często nudzi 😉

Post A Comment